Wieczorem rozmawiałem z N. Wątpliwości i pole do moich spekulacji zostały zminimalizowane. Nie wiem czy dobrze robię. Ale wiem, że nie mogę tkwić w tym, w czym tkwiłem dotychczas, bo to się źle dla mnie skończy. Teraz przynajmniej mam jasność. Niedomówienia i półsłówka, których chwytałem się jak brzytwy okazały się iluzją.
Nowy Jest obok.
Odezwałem się do J. Liczyłem na jakąś prostą receptę na wyjście z podobnych sytuacji. Recept oczywiście nie ma, chyba w głębi siebie nawet nie liczyłem na taką, ale dostałem w zamian coś więcej. Ciepło. Towar deficytowy.
Położyłem się o 3. Zasnąłem około 4.
Pamiętam tylko, że oprócz figur geometrycznych, jakichś szalenie regularnych kształtów i kolorów śnił mi się Dziadek. Sprzed kilku lat – chodzący już o kuli, ale chodzący. Mówiący z trudem, ale mówiący. Szliśmy gdzieś, mijaliśmy jakieś grobowce, na dwóch czy trzech były żydowskie nazwiska. Rozmawialiśmy o czymś, ale szczegóły mi uleciały. Sam sen przypomniałem sobie z trudem.
Obudziłem się z bólem głowy, takim jaki przychodzi, kiedy człowiek nie ma już siły na płakanie. Nie miałem jej już wczoraj. Nie mam od kilkunastu dni.
Jestem dziwnie spokojny, nie wiem czy to odrętwienie, jakiś paraliż emocjonalny. Nie wiem czy to wszystko dotarło już do Mnie. Czy Ja to odnotowałem. Jeśli to odrętwienie to tylko mechanizm obronny, to mam nadzieje, że przestanie działać. Bo oprócz obrony przed negatywnymi odczuciami blokuje mi całą resztę emocji. A nie mam już pola do samonakręcania się. Więc sytuacja powinna się uspokoić.