Jakieś zebranie szkolne. Ania tłumaczy jak doszła do fortuny. Zaczynała sprzedając coś za 38 groszy co kupowała za 10. Nie pamiętam co. Aneta sprzedawała to samo, ale była mniej obrotna i nie dorobiła się. Ania ma dwa domy. Kasia kończy na naszych oczach budować pierwszy, parterowy, z podłoga na poziomie ziemi, bez podmurówki.
Siedzimy w ławkach i robimy jakieś modele z kartek papieru wyrwanych z zeszytów. Łączmy to wszystko przy pomocy zszywacza. Jakiś niezwykle szeroki samolot. Pamiętam że na dziobie miał 10 zszywek.
Błądzimy w gigantycznym centrum handlowym, pięcio czy sześciopoziomowym.
Urwanie filmu.
Coś wytarzam – wszystko podwójnie, w dwóch egzemplarzach. Nie pamiętam co. Pamiętam, że obsesyjnie wręcz dbam o podwójność. Gdzieś w, w niejasnym teraz kontekście i niewiadomej roli przewija się N.
Budzę się i znów pamiętam całą masę zdań i kontekstów. Mnóstwo sytuacji, osób i okoliczności.
Niestety wszystko bardzo szybko blednie.
Do teraz przetrwały tylko strzępki i ważenie.
Miotam się, potrzebuję świeżego spojrzenia kogoś z zewnątrz. Mam wrażenie, ze zjadam własny ogon. Że pakuję się w jakieś niewłaściwe relacje, mimo tego, ze wszystkie okoliczności każą mi się wycofać, ze wszystko mówi głośno i wyraźnie nie. Mimo to brnę.
Miotam się, nie rozumiem, a przy okazji ranię.