Rozmawiam z Ewą lub Kasią. Nie pamiętam twarzy. I ta EwoKasia przekazuje mi, że N. oblała sesję bo całe dnie spędzała z Bartkiem. Ja do tej pory znałem Nowego pod innym imieniem.
Idziemy gdzieś razem. N. ma na plecach plecak, szkolny, wypchany. Po prawej stronie mijamy plac na którym, za ogrodzeniem koloniści (widzę ich twarze – mam je na zdjęciach z tamtych kolonii) grają w siatkówkę. Jest tuż przed ósmą rano. Zagaduję o tym, czego dowiedziałem się od EwoKasi. N. nie zaprzecza. Zmienia temat. A po chwili oddaje mi plecak i wbiega za ogrodzenie mówiąc, że jest już spóźniona. (to była jej grupa; to ona ich tego lata wychowywała). Patrzę na zegarek. Ósma.
Budzę się zlany potem. Wysyłam N. smsy z tym co mi się śniło. Odpisuje – na pierwszego – nie zaprzecza, nie neguje. Potem zdaje się wyłączać telefon. W mojej głowie obraz N.leżącej obok Nowego i wyłączającej telefon od natrętnego mnie. Dołuję się coraz bardziej. Próbuję sobie tłumaczyć, ze pewnie jest na zajęciach. Potem dowiaduję się że usnęła po pierwszym smsie. Nie mam powodów by nie wierzyć – często tak robiła.
Moment opamiętania przychodzi późno – przygnębienie zastępuje euforia, stany maniakalne (w sensie klinicznym).