Browse Tag by Wojtek
noc, techniczna - przejrzane

21/22 czerwca

Bielsko. W kiosku odbieramy zlecenia. Ja, Młody i mama.
Podjeżdżamy do jakiegoś hotelu, który wygląda niczym z filmów z lat 70tych. Wypożyczamy samochód. Mają każdy model i markę, pod warunkiem, że to będzie polonez. Bierzemy. I mimo, że wzięliśmy poloneza jakimś cudem jedziemy autokarem. Na drodze pusto. Mam wątpliwości czy będzie umiała to prowadzić, chodzi mi zwłaszcza o zakręty – w końcu to nieco większy samochód niż polonez. Zapewnia, że da radę.

Idziemy we trójkę, nadal w Bielsku. Zostaję nieco z tyłu. Zdejmuję kurtkę, bo robi się gorąco i rzucam na ziemię, tuż przy jezdni (idziemy drogą, nie ma chodnika). Nagle uzmysławiam sobie, że w tej kurtce jest portfel, a w nim karty. Odwracam się, zdążyłem odjeść jakieś dwa, może trzy metry. Ktoś już grzebie w kieszeniach mojej kurtki.
Nie zastanawiam się i rzucam się w kierunku wewnętrznej kieszonki z portfelem. Wywiązuje się szarpanina.

Na czteropasmowej (dwa w pasy w każdą stronę) drodze nadal pusto, miotamy się w pobliży zakrętu w lewo, tuż przy światłach, wyłączonych chyba.

Klinczujemy się. Pat. Remis. Żaden z nas nie ma na nic siły. Ani na wycofanie się ani na pokonanie rywala.
Niespodziewanie w głowie świta mi myśl. I zaczynam wzywać co sił w płucach policję. Trwa chwilę nim dostrzegam malutki samochodzik na horyzoncie. Mały fiat. Maluch. W barwach policji. Dwóch drabów w mundurach wewnątrz wygląda jakby wsiedli do zabawki. Na ten widok Przeciwnik rozluźnia uścisk i uwalnia się. Ucieka.

Kurtka, portfel i karty zostają ze mną.


Siedzimy u babci. Czekamy.
Wojtek, Agnieszka i Maluch.
Michał z Kasią i Maćkiem.
Kucam, Maciek pochyla się i do ucha mówi mi coś bardzo ważnego. Dla niego. I mimo, że mówi bardzo niewyraźnie rozumiem wszystkie słowa.
Pojawia się mecenas. Z asystentką. Sprawdzają po kolei wszystkie papiery. Żeby nie było obciachu na rozprawie. Po raz kolejny przegląda wszystkie ugody. On przekłada dokumenty w dłoniach, a asystentka zaznacza je na liście. Wszystko się zgadza. Możemy wyjść.

noc, techniczna - przejrzane

24/25 maja

Wracając do domu spotykam Wojciecha. Mamrocze coś do mnie pod nosem i biegnie dalej. Mijamy się. Minę ma nie tęga. Wracam i dopytuję. Agnieszka zabrała dziecko i odeszła. Tym razem ona jego. Jeden do jednego. Od kilku miesięcy mieszka na wsi. Ale widać, że go to wciąż kopie.

Cięcie.

Wieś. Wojciech staje się Mariuszem. Opowiada jak się urządził na wsi, jak żyje w tym malutkim domku, na dwóch pokojach bez przedpokoju. Bez kuchni.

Cięcie. Zmiana scenerii, zmiana osób.

Jesteśmy w Spodku albo innej hali widowiskowej. Zaraz ma zacząć się koncert. Chyba Hey. Stoimy na płycie, przed pierwszymi rzędami. Niemalże na scenie. Za nami kilkanaście tysięcy ludzi. Widzą nas.
I nagle zaczynamy się droczyć. Nie wiem, które z nas pierwsze się popycha, ale lądujemy na ziemi, tarzamy się przez chwilę niczym w jakiejś walce, a po jakimś czasie jesteśmy spleceni w objęciach. Sytuacja trwa kilkanaście sekund, po czym zauważam, że nie mam biletów, a w mojej sytuacji – mówię – nie mogę sobie pozwolić na żadną tego typu ekstrawagancję. Uciekamy czym prędzej.

Kiedy jesteśmy poza halą, na tyle daleko że nie widać nas, ale jednocześnie na tyle blisko że widać scenę (bo hala nie ma ścian, jak stadion) rozpoczyna się koncert. Udało się. Nikt się nie zorientował.

noc, techniczna - przejrzane

3/4 marca

N. śniła się. Nie pamiętam nic więcej ponadto.


Siedzieliśmy na dachu bloku. Anka opierała się o murek, Wojtek na krawędzi bawił się czymś w rodzaju dźwigu, żurawia, czegoś co mają budowlańcy przy smołowaniu dachów. Zaczął wyciągać ładunek na górę.
Wyciągnął ognistą kulę materii – coś jakby słońce. Wsunąłem rękę. Nie było czuć ciepła. Poczułem za to uderzenia czegoś drobnego – jakby piasek na wietrze. Wojtek stwierdził, że to atomy. Dureń.


W jakimś gigantycznym Empiku czy innej multiksięgarni ja oraz Wojtek z Agnieszką błądzimy między regałami.
Szukam czegoś. Nie pamiętam czego, pamiętam, że to było dla mnie bardzo ważne.


Thriller. W kilkuosobowej grupie błądzimy po jakichś starych zabudowaniach, szukając czegoś. Czuć napięcie, ponoć do nas ma zależeć czy wybuchnie wojna. My to ja, Adamczyk, Pazura, i kilka innych osób.
Tuż przed przebudzeniem znajdujemy zwłoki nastolatki – ktoś mówi, że to Lisa Simpson – w nienaturalnej pozie, z rysunkami wyciętymi żyletką w skórze. To zrobili oni – ci, którzy nam zagrażają.


Budzę się.
Rozmawiam z.
Pomaga.